Fundacja rodzinna, a sukcesja – czyli jak uszczęśliwić swoje dziecko?

Robert Krool & dr n. med. Jarosław Sikora

 

 

W natłoku popularyzacji w mediach, na konferencjach, kwestii sukcesji w firmach rodzinnych, warto zwrócić uwagę na kwestie zupełnie pomijane, acz ukazane w krzywym zwierciadle w serialu „Sukcesja” produkcji HBO. Tożsamość i autonomia młodego pokolenia, to kwestie zupełnie nie poruszane w przetaczającej się debacie o firmach, czy zwyczajnie biznesach rodzinnych. Postanowiliśmy, jako jedni z prekursorów tej wiedzy w Polsce, odpowiedzieć na szereg ważnych pytań. Bo…?

… bo część rodziców jest nieco zaskoczona: „Jak to? Moja córka jest do mnie niepodobna?”. Potencjalni następcy często czują, że są jakby „niedostateczni”. Mogą mieć dwie metody wyjścia z sytuacji: ucieczka we własne zamierzenia albo wchodzenie w niezdrowy, rywalizacyjny układ z rodzicem-szefem. Jest on nawet pokryty warstwą pozornej symbiozy, lecz de facto są to raczej układy oraz związki symbiotyczne. Często toksyczne. I na osi czasu, raczej odwetowe….

A w serialu produkcji HBO p.t. „Sukcesja”, to….? Dostajemy dość często takie pytanio/stwierdzenie. 

Serial „Sukcesja” to paszkwilancki obraz bogatej rodziny, ukazujący jak patologiczny potop dobrobytu, wpływa na zupełne odklejenie beneficjentów od rzeczywistości. W konsekwencji tworząc dekadenckie urojenia i pustkę, charakterystyczną dla mocnych zaburzeń osobowości. Obraz i kreacje aktorskie są oryginalnie oblepione wymyślnymi truciznami, uzależniania się z iście amerykańskim rozmachem. Co z kolei doskonale tuszuje braki w fabule. Acz obraz ten, trzeba przyznać, nie umywa się do niektórych historii rodzinnych w Europie.

Jak definiujemy różnice?

W kwestii naszego rynku, to udane sukcesje – mylnie rozumiane jako przejęcie przywództwa w firmie przez następne pokolenie – wcale nie są standardem na polskim rynku. W ledwo co dziesiątej firmie, próby takowe są w ogóle podejmowane. Od wielu lat obserwujemy to zjawisko, a ponad dekadę działa nasz zespół ekspercki pod szyldem Fundacji LifeSkills – Family Business Trusty. Obserwujemy, że jako tako przebiegająca sukcesja w obszarze przywództwa, to najwyżej 15 proc. obserwowanych prób transakcji. Co daje liczbę: 1,5%. Zazwyczaj zaczyna się od atrapy istnienia przywództwa, czyli sprowadzenia własnych dzieci do roli awatarów – by nie rzec słupów – czyli oficjalnych figur od sprawowania fikcyjnej władzy. Chodzi o wpisanie córki, syna do władz spółek w KRS-ie. By po pewnym czasie, przyznać rację, że sensowniej jest znaleźć do tego celu kompetentnego najemnika – osobę zorientowaną w życiu formalnym, a nie tylko w wizji firmy – niż narażać sukcesora z własnej linii genetycznej na zderzenie z przytłaczającymi obowiązkami pracodawcy, odpowiedzialnością wynikającą z KSH, KP, KC itd. W przypadku sukcesji przywództwa w formie nierodzinnej (czyli najemniczej) skala skuteczności jest zwyczajnie wyższa.  Oczywiście, to nie są dokładne badania na wielkiej skali, tylko nasze praktyczne doświadczenia i obserwacje rynkowe. Ponad 25 lat powtarzamy, że przywództwa nie da się dziedziczyć. Należy więc dobrze rozróżnić, co ma być przedmiotem dziedziczenia i czy to w ogóle rokuje…?

Dlaczego tak się dzieje?

Najprościej można by powiedzieć: właściciel firmy nie wie, czego nauczyć swoje dziecko, jaką spuściznę kapitału intelektualnego przekazać dalej. Nawet jeśli ma dobre chęci – nie wie, czego jego dziecko powinno się nauczyć i na czym znać w przyszłości. Zazwyczaj jest rozdarty przez własne aspiracje i własną przeszłość z domieszką dobrych chęci z tego wszystkiego wynikających. To samo w sobie jest już mieszanką zamydlającą świadomość, do tego najczęściej brak mu kompetencji pedagogicznych i czegoś na kształt – kompetencji futurologicznych.

W Polsce – w mniejszej skali – dzieje się to samo, co w serialu „Sukcesja”. Gry emocjonalne, dominujący ojcowie, skorumpowane matki lub na odwrót, którzy podporządkowują sobie dzieci, utrącając ich autonomię i tożsamość przy każdej ich próbie wyrwania się z opresji. Tacy rodzicie, potem się dziwią, że ich „następstwo” nie umie podejmować decyzji i jest: uzależnione. De facto jest niesamodzielne, co jest skutkiem – nie przyczyną. Tu nagminne jest wpisywanie nazwiska dziecka do organów spółek w KRS – żeby udawać, że zastąpi rodzica na jego miejscu w zarządzie lub radzie nadzorczej. Najczęściej ten ktoś kompletnie się do tego nie nadaje. Zwykle potomek nie ma pojęcia, skąd się wzięło to wszystko, co rodzice chcą mu przekazać. Jest beneficjentem jakichś środków, jakichś budżetów, jakichś pieniędzy, jakichś ambicji, marzeń ale i niewiedzy. Drugie pokolenie ma bardzo trudną sytuację, bo ich poprzednicy, żeby dojść do fortuny musieli być niebywale agresywni oraz bezwzględni i nierzadko – zupełnie niewrażliwi. Niestety, następcy już tacy nie są, bo w takim układzie, wydaje się, że geny układają się dokładnie w przeciwległych rogach…

Czy bardzo dynamiczni rodzice, wychowują – mimo własnego przykładu – dzieci o innym wzorcu zachowań?

Tak bywa. W dodatku bardzo ich to dziwi. …Część rodziców jest zaskoczona: „Jak to? Moja córka jest do mnie niepodobna?”. Potencjalni następcy często czują, że są jakby „niedostateczni”. Mogą mieć dwie metody wyjścia z sytuacji: ucieczka we własne zamierzenia albo wchodzenie w niezdrowy rywalizacyjny układ z rodzicem-szefem. Jest on nawet pokryty warstwą pozornej symbiozy, lecz de facto są to raczej układy oraz związki symbiotyczne. Raczej toksyczne. I na osi czasu, raczej odwetowe. Co inteligentniejsi (ale także odmienni od rodzica) uciekają od rodziców, bo wolą nie wchodzić w drogę swoim rodzicielom.

Tak jak w serialu „Sukcesja” oczekuje się, że to najstarszy syn, zostanie sukcesorem. Jednak to nie jest reguła, tylko coś na kształt tradycji wykonawczej z elementami religijnego kultu. Ci, którzy zostają przy firmie, bardzo często doświadczają trudnych zachowań ze strony rodzica, nierzadko agresji i opresji, wymieszanej z troską o dobro rodziny i jej przetrwanie. Przypatrzmy się rodzimym milionerom lat 90-tych, których już z nami nie ma. Ich następcy – zupełnie – nie poszli w ich ślady. Ktoś jest fotografem i obieżyświatem. Ktoś za granicą pozoruje, że robi coś dla ludzkości. Ktoś inny, zupełnie się pogubił i zaginął lub zginął tragicznie. Takie bywają normalne losy wielkiej „sukcesji”.
Jest takie bałkańskie przysłowie, które Emir Kusturica przypomniał nam w „Czarnym kocie, białym kocie”: „Jeśli się czegoś nie da załatwić kasą, trzeba to załatwić dużą kasą”. W dobrze sytuowanych rodzinach często panuje związana z tym, nieświadoma „patologia komfortu”. Nadmiar bezpieczeństwa spowodował, że ludzie zapomnieli o zagrożeniach, które przychodzą od środka. Rodzice nazbyt często nie mają jasnego pojęcia, że ich – nieprzygotowane do życia dzieci – zażywają podejrzane substancje; są uzależnione od poklasku nazwiska i pieniędzy rodziny; właściwie nie bardzo wiadomo, czym się zajmują. Co brutalnie wyśpiewał nie tak dawno jeden z uczniów rankingowego, warszawskiego liceum.

Co wspólnego z profesją powiernika interesów rodzinnych, ma np. edukacja przyszłości i Liceum Ogólnokształcące LifeSkills w Warszawie?

Powiernik, to osoba, która nie poradzi sobie bez kompetencji pedagogicznych, edukacyjnych. Prawo, podatki, bezpieczeństwo tu można swobodnie delegować i wyprowadzać różne kwestie na opracowanie przez specjalistów, tak strategicznie, jak wykonawczo. Z tym nie ma problemu. Jednak, by przewidzieć scenariusze przebiegu procesów dojrzewania młodych ludzi, zdefiniować ryzyka, bariery, zmienne i nakreślić strategię, to wszystko wymaga doświadczenia pedagogicznego, mentorskiego oraz wiedzy interdyscyplinarnej. W tym również biznesowej. Na to wszystko nakładają się jeszcze bardzo złożone układy emocjonalne rodziców. Nie załatwi tego ani ustawa o fundacji rodzinnej, ani psychoterapia, ani testy talentów Gallupa…

Każde dziecko może dziedziczyć, ale jeśli nie ma wiedzy i doświadczeń z własnymi predyspozycjami, trudno będzie jemu wypracować właściwe kompetencje. Chciałoby być beneficjentem wypracowanych przez spadkodawców dóbr, ale nie przeszło drogi, która by do tego akurat przygotowała. W rodzinie zaczynają się konflikty: córka czy syn mają odpowiednio 45 i 35 lat i są zwyczajnie nieprzygotowani do przejęcia firmy. Z punktu widzenia prawa spadkowego powinni się w takiej roli odnaleźć. Normalnym jest, że chcą więc zrealizować swoje prawo do swobodnych poborów. Nie mają jednak wyuczonego zawodu, w tym żadnych kompetencji, poza dwoma, dość powszechnymi, obrazowo przedstawionymi w serialu „Sukcesja”: robieniem wrażenia i wydawaniem pieniędzy. W takich okolicznościach, zazwyczaj rekomendujemy ufundowanie tzw. „manewru hrabiowskiego”, tzn.: płacenie członkowi rodziny, wyłącznie za nieprzychodzenie do firmy… i nieprzeszkadzanie.

Czy to działa…?

Okazuje się, że niektórzy członkowie rodziny znacznie mniej szkód wyrządzą, gdy otrzymują wynagrodzenie, bez konieczności świadczenia obowiązku pracy w firmie należącej do rodziny. Czasem udaje się też nałożyć obowiązek, świadczenia pracy w innych (obcych) miejscach, jako dodatkowy warunek otrzymania świadczeń rodzinnych. To polubowny i skuteczny tryb załatwienia bardzo kłopotliwej żądzy władzy, sukcesji i związanych z tym urojeń. Obie strony z reguły bywają dość zadowolone z takiej umowy. Choć narzekania za plecami i skryte pretensje, mogą nigdy nie mieć końca… Naturalnie, bez rozwiązania pozostaje nadal kwestia spadkowa, dotycząca przede wszystkim dziedziczenia aktywów, jak np. udziałów i akcji, zatem możliwości wykonywania głosu na Walnych Zgromadzeniach. Rozproszenie w tej materii jest zawsze problemem, który prowadzi do paraliżujących sporów po śmierci założycieli lub spadkodawców… Co może zupełnie sparaliżować działalność spółek. To z tego powodu już wieki temu pomyślano o fundacjach, gdyż one nie umierają. Jednym z najstarszych przykładów fundacji w Europie jest Fundacja św. Eligiusza w Noyon we Francji, która została założona w VII wieku. W kolejnych wiekach powstało wiele innych fundacji, np. w XIII wieku powstała Fundacja Santa Maria della Scala w Sienie we Włoszech, która pierwotnie była szpitalem dla pielgrzymów.

 

Czy można dziedziczyć przywództwo?

Jeszcze 20 lat temu było tu i ówdzie słychać nadzieję, że przecież przywództwo w firmie właścicielskiej, dziedziczą wyłącznie spadkobiercy. Nie dawano im innego wyjścia, a spora grupa rodziców nie odróżniała definicji sukcesji w przywództwie od dziedziczenia właścicielstwa. Dzisiaj już nader często twórcy firm widzą, że dziecko może pójść zupełnie inną drogą. Nie chce być, nie jest i może nawet nigdy nie będzie liderem w odziedziczonej firmie…

Co pomaga zbudować wrażliwość dziecka na właściwe projekty z wrażliwymi ludźmi w przyszłości?

Nasze doświadczenie pokazuje, że droga wiedzie przez projekty społeczne i budowanie wrażliwości społecznej. W Liceum LifeSkills kładziemy na to spory nacisk. Szukamy uczniów społecznie zaangażowanych. Mogą mieć jedynkę albo dwójkę z konkretnego przedmiotu, ale powinni się angażować, powinna ich obchodzić rzeczywistość i inni ludzie, a nie tylko on sam i jego wyniki np. z przedmiotu.
Jedna z matek ucznia naszego liceum, kultywuje – w tzw. przenośni – w domu trzy słoiki. W pierwszym słoiku, gromadzone są przez młodego człowieka pieniądze na cele długoterminowe, w drugim – na doraźne, w trzecim – na potrzebujących, czyli na projekty prospołeczne. Pilnuje, żeby w każdym z nich zawsze znajdowały się konkretne środki. Długo nas zastanawiało, dlaczego tak wiele zasobnych osób w Polce, nie tworzy w ogóle projektów społecznych jak szkoły średnie czy podstawowe albo przedszkola. Dobrze wiemy, że wielu multimilionerów w tym kraju stać na to.

Czy starszym pokoleniom brakuje wrażliwości…?

Zazwyczaj myślą o przyszłości w prosty, techniczny sposób: zostawię dzieciom sporo mieszkań, nieruchomości, udziałów i środków na kontach. Będą miały lepiej niż ja w dzieciństwie. Ale to właśnie jest sposobem myślenia w kategorii „nieświadomej biedy”. Osoby świadome swego biednego pochodzenia w przeszłości, tego skąd pochodzą i kim byli wcześniej oraz wynikających z tego możliwości, chcą tym, co mają i tym co wypracowali przez lata, zmienić i wpłynąć na rzeczywistość, na przyszłość. Właśnie przez właściwe projekty społeczne. Mamy tego przykłady już Polsce i w UE: centrum handlowe tak, ale z używanymi ciuchami. Dom starców razem z domem dziecka obok. Poprawczak z leżącym nieopodal schroniskiem dla zwierząt.
W zasadzie to każdy może się angażować w projekty społeczne, na zasadzie międzypokoleniowej, łączyć seniorów z młodymi, młodych z potrzebującymi, młodych amatorów z starymi profesjonalistami, projekty miejskie z projektami wiejskimi. Projekty społeczne, to w dużej mierze, jak w działaniach środowiskowych – sadzenie drzew, krzewów i robienie trawników, zamiast betonowych placów. Jako powiernicy, doradcy edukacyjni, widzimy nader często – metaforyczną chęć rodzica – zabetonowania dziecka własnymi osiągnięciami, wynikającymi z „nieświadomej biedy”. Na to wszystko, rzecz jasna, nakłada się jeszcze „patologia komfortu”, która prowadzi wręcz do zaburzeń osobowości…

Czemu służy edukacja przyszłości?

Prawdopodobnie najlepszą formą sukcesji, która dotyczy każdego, nie tylko zasobnego właściciela firm, jest przekazanie dziecku swojego kapitału intelektualnego i relacyjnego. Tak postępuje się w przeróżnych profesjach artystycznych, medycznych, czy biznesowych. Takie kapitały jak w/w, młody człowiek, może później przerobić na swoją modłę i na nich budować własną tożsamość oraz autonomię. Jako powiernicy, mentorzy, a przede wszystkim pedagodzy, lubimy pytać rodziców: „Czy uważasz, że jesteś obecny w rozwoju intelektualnym swojego dziecka? A w rozwoju emocjonalnym? W jakie kompetencje emocjonalne, a w jakie intelektualne, chcesz uzbroić swoją córkę? A w jakie syna?” No i tu dochodzimy, do istotnego pytania diagnostycznego: jakie eksperymenty edukacyjne (do 16 roku życia)  i jakie projekty edukacyjne (od 16 roku życia) mają zostać przez dziecko przeżyte, doświadczone? Tak, by zbudować sprawności użyteczne życiowo dla przyszłych kompetencji?

Co jest warunkiem sine qua non w sukcesji kapitału intelektualnego?

Nasze doświadczenie pokazuje wyraźnie, że chodzi o dwa aspekty. Pierwszym jest patrzenie na horyzont. Zwracanie uwagi na: trzy ruchy dalej. Tam na horyzoncie trzeba ustalić docelowy punkt dojścia. Nie tylko kolejny ruch przed młodym człowiekiem, potem następny, i następny, chodzi o to, by nie spuszczał oczu z tzw. horyzontu. To ważna kwestia kompetencyjna na przyszłość, wyrabiania zdolności odraczania nagrody. W świecie gdzie nagradzamy się – przecież nagminnie – natychmiast…
Z niej wynika tak poszukiwana umiejętność – robienia czegoś z niczego. Myślenie kategorią innowacyjną, to coś, co okazuje się kompetencją XXI wieku. Np. nie mamy nic – co zrobimy, jak urozmaicimy sobie ten wolny czas obecnie, by zbudować coś w przyszłości?

W związku z powyższym, drugim ważnym wątkiem w rozwoju kapitału intelektualnego jest kultura oraz sztuka. Ona budzi, porusza, stymuluje wrażliwości człowieka. Obsesja rodziców na punkcie czytania książek, chodzenia na wystawy, do kina, do teatru i wspólnych dyskusji, analiz tego wszystkiego, budzi wrażliwość, tzw. luz w sercu, ale i ostrość w rozumie. W tym ostatnim, pomagają gra w szachy, w remibrydża, tysiąca, warcaby, kalambury. Wspólnota rodzinna polega przecież na rytuałach, ceremoniach, na wspólnym celebrowaniu wolnego czasu, a nie na tym, żeby odpytywać, kontrolować i sprawdzić, co było w szkole…  Jeśli potraktować powyższe kwestie poważnie, to zwiększamy szansę na zaistnienie w rzeczywistości, strategii edukacji przyszłości, jaką hołubimy w doradztwie edukacyjnym i w Liceum LifeSkills: cokolwiek się wydarzy – poradzę sobie!

Jakie ryzyka są nieoczywiste w kwestii dziedziczenia kapitału intelektualnego?

Niektórzy rodzice chcieliby, żeby dziecko „zaszło dalej niż oni”. Było kimś więcej. To zupełnie normalne, jednak należy uważać, by w tej sytuacji priorytetem nieświadomym, nie stały się bliżej nieokreślone kompleksy, deficyty rodziców. Czyli: „ja nie znałem angielskiego, dziecko będzie miało oxfordzki akcent w wieku 7 lat”. Trudno z tym dyskutować, jeżeli mówimy o aspiracjach rodziców – tego po prostu chcą dla swoich dzieci. Problem jest jednak ukryty pod spodem i my, razem z pedagogami, widzimy to również w innym wymiarze: tak kształtowane dziecko nie jest w stanie być sobą. Bo wie, że musi być – kimś. Skończy, śladem wielu osób np. świetną angielską uczelnię – zarobi 50 do 100 tysięcy funtów rocznie – i nadal będzie szukało samego siebie… Taki młody człowiek może świetnie wyglądać, nawet powiedzieć coś bardzo dobrze po angielsku, ale nie będzie w tym żadnej treści i – co trudne do zaakceptowania – nie będzie w tym żadnej tożsamości. Co doprowadzi niechybnie do rozbijających człowieka od środka autodestrukcji… Te niestety nie pomogą zbudować własnej autonomii rodzinnej, finansowej, że o emocjonalnej już nie będziemy wspominać.

Ciąg dalszy odpowiedzi na ważne pytania, niebawem w kolejnych częściach.

Jedno przemyślenie nt. „Fundacja rodzinna, a sukcesja – czyli jak uszczęśliwić swoje dziecko?

  • Wspaniały artykuł..dający dużo do myślenia zarówno rodzicom jak i dorosłym już dzieciom. Patrząc na moich synów często zadaje sobie pytanie ..skąd te cholerne charakterki. ? Ale jak przemyślę sytuację to mogę mieć pretensję lub być wypełniona dumą za tych dwóch młodych ludzi. I to nie chodzi tylko o kształtowanie człowieka w ogniasku domowym ale pozwolenie mu na wolność w środowisku. Każde pokolenie ma swoje prawa jak wiemy. I mi się to udało nie naciskając synów na nasze rodzicielskie ambicje i marzenia stworzyliśmy dwie autonomiczne mającw swój rozum jednostki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sprawdź nasze najnowsze wpisy