Bajki o edukacji, a demonologia…? Felieton Roberta Kroola i Piotra Grądzika.

3 część refleksji nieopublikowanych w książce „Gra w Szkołę”.

… w anturażu masowego pogubienia, bardzo trudno jest być głupim, bezradnym, do tego niewinnie czerpać pożytki z opowiadania bajek o byciu ofiarą. Konkurencja jest już zbyt duża. Świadome dekretowanie więc, tego czym jesteśmy obrzucani – a to jako pedagodzy, nauczyciele, a to jako autorzy, myśliciele itp. – to bardzo użyteczny, bo poznawczy akt różnicowania.

Gwoli przypomnienia: w grach, które obnażamy w książce „Gra w Szkołę”, chodzi o manipulacje i matactwa przy ustalaniu ról. Tak, by zakontraktować obowiązek zajmowania się „cudzymi sprawami” na jakie podwykonawca „nie ma wpływu”! Następnie chodzi o rozliczanie podwykonawcy, który ma się tłumaczyć bez końca. Gry skrzętnie ukrywają „daltonizm moralny” graczy oraz kibiców. Do tego jak ukazujemy w tym felietonie, wymagają znajomości demonologii…

To świetna, inspirującą książka o tym jak można mądrze uczyć i wychowywać dzieci i młodzież, łącząc nowoczesną i kreatywną edukację z jasnym przekazem wartości opartym na żywym doświadczeniu i wzorcach osobowych. Ważny motywator do działania na rzecz szkoły 21 wieku.

Wojciech Eichelberger

        Minęło 30 lat, jak publicznie dzielę się doświadczeniami dotyczącymi kształcenia i rozwoju świadomości człowieka. Około 15 lat temu, uznałem, że na dorosłych szkoda czasu. Priorytetem zaczęła stawać się młodzież. W ostatnich dniach, kilkoro młodych autorów w związku z książką obnażającą gry w liceum „Gra w Szkołę” zwróciło się do mnie z kilkoma pytaniami:

– co robię z hejtem lub złośliwościami wobec moich publikacji?

– dlaczego autor, którego się nie rozumie, staje się draniem?

– jak sobie z tym radzę?

  1. Zazwyczaj spotykam się ze złośliwą krytyką, rzadziej z polemiką. To drugie odbieram jako kaloryczne danie. Polemika bywa cenna, ktoś się wysila, prowadzi dyskurs. Tu mogą pojawić się inspirujące autora myślokształty. Warto zagospodarować je dla samego siebie, zwłaszcza gdy druga strona promuje siebie pod szyldem naszego posta/publikacji itd..
  2. Złośliwa krytyka (nowomowa to pojęcie hejtu) bywa bardzo inspirująca dla autora, lecz w swej masie jest niskokaloryczna. Wynika to z jej kryptoładunku, o jakim sami emitenci nie mają zazwyczaj pojęcia: to „biedauznanie”. Rzecz w tym, że złośliwa krytyka jest pochodną skrywanej zazdrości, jaką nazywam „biedauznaniem”. Do tego podbija zasięgi i czyni obraz/tekst bardziej zauważalnym… Szacuję, że 50% hejtu, to komercyjne zamówienia, by bardziej zwrócić uwagę na zleceniodawcę i czerpać pożytki z polaryzacji.
  3. Inną kategorią jest zarzut cynizmu. O cynizm są posądzani, zazwyczaj autorzy dotykający hipokryzji w tradycjach wyznawców jakiejś bajki. Obnażenie takiej bajki, budzi demony po stronie wybudzanych lub obnażanych. Wydaje się jednak, że obecnie obnażani, wolą wyzywać autorów piastujących „wolność słowa i myśli” od: „nazistów”, „faszystów” lub w ostateczności od „homofobów”… A „drań” jest właściwie tu, już kompletem.

Stanisław Lem określił naukę o statystyce w książce p.t. „Głos Pana” jako: „… racjonalny surogat demonologii.” A ja tak właśnie określam oświatę. Która wraz z rozwojem wolności słowa oraz myśli ludzkiej, stała się: demonologią. Kult bajek oraz cepelia demonów z nim związanych, jest nie tyle co skorupą do skruszenia – jak ostatnio napisała jedna z czytelniczek – lecz przede wszystkim zjawiskiem edukacyjnym. Bo może generować użyteczną informację diagnostyczną, właśnie z hejtu, złośliwej krytyki lub zarzutów o cynizm i homofobie. Odkąd więc pamiętam, dekretowałem na własny użytek właścicieli, decydentów, rodziców, specjalistów na: samouków oraz nieuków. W celu? Jednym i drugim, należy stawiać swą twórczością, odmienne wymagania.

Rola autora, polega moim zdaniem na funkcjonowaniu w równowadze pomiędzy wzajemnie wykluczającymi się sprzecznościami. Bo i hejt i złośliwa krytyka i odsądzanie od czci oraz wiary, są uznanym społecznie narzędziem dialogu z autorem. To edukacja obustronna. Stosowane prowokatywnie, przez nierzadko błyskotliwych samouków, tezy, wątpliwości czy kontrargumenty mogą poprawić ostrość i jasność rozumowania, nas autorów. W przypadku nieuków, nasza energia zazwyczaj jest rozrzutnie marnotrawiona. Bo? Bo nieuk, to synonim na ofiarę losu. A ten archetyp gra tylko w głupie gry. I zdaje się być non stop zdumionym, że dostaje tylko głupie nagrody – od innych…

Do tego w wymiarze edukacyjnym, mamy potop zjawisk ekshibicjonizmu emocjonalnego. Te są dość wygodnym aktem tzw. lewatywy umysłowej. Mylonego dumnie ze szczerością. Która jako umiejętność wyrażania się i obcowania z innymi, jest zdecydowanie trudniejsza. Zwłaszcza, gdy presja wewnętrznej frustracji, ulewa się, a do tego agresywnie szuka ujścia. W takich okolicznościach, nieuk poszukuje adresata – winnego jego frustracji – który winien być osobą nieco eksponowaną.

Zdarzają się oczywiście sytuacje odwrotne. Gdzie sam autor, publikuje w mediach społecznościowych informację osobistą o rozpadzie małżeństwa, czyli ulega urojeniu odbycia intymnego spotkania z bliskimi przyjaciółmi. Jakich najwyraźniej brak w jego życiu. Podobnie jak kontaktu z rzeczywistością. Bo w obecnym anturażu masowego pogubienia, bardzo trudno jest być autorem głupim, bezradnym. A do tego niewinnie czerpać pożytki z opowiadania bajek o byciu ofiarą losu. Konkurencja jest zbyt duża…

Świadome dekretowanie, tego czym jesteśmy obrzucani – a to jako pedagodzy, nauczyciele, a to jako autorzy, myśliciele itp. – to bardzo użyteczny, poznawczy akt różnicowania gier oraz graczy. No, nie ma się co dziwić: jeśli dobrze walniemy w stół, to nożyce same się odezwą… Acz transkrypcja takiego odzewu, wymaga jednak opanowania demonologii!

Teraz jestem ciekaw, czym zostaniemy obrzuceni w związku z obnażeniem bajek o energetyce? Tu oddaję pole inż. Piotrowi Grądzikowi, który pokornie zbiera cięgi – wpierw w Niemczech, teraz w Polsce – za swoje kompetencje i publikacje w branży energetycznej od szeregu lat.

1. Bajka: niemiecka sieć elektroenergetyczna jest barierą rozwoju OZE. Sieć jest przestarzała i niedoinwestowana. Bajka funkcjonuje w wielu krajach – słowo „niemiecka” można zastąpić nazwą dowolnego kraju.

„Die Bundesnetzagentur” podaje, że w latach 2014-2023 inwestycje w niemieckie sieci energetyczne, opiewały na ponad 79 mld euro…

I zwiększyły przepustowość poszczególnych linii energetycznych 2-3 krotnie. To kropla w morzu potrzeb, gdyż generacja źródeł wiatrowych i fotowoltaicznych – w pełni zależna od pogody – ma charakter „peaków”. Przewymiarowanie całej sieci, tak by była w stanie te peaki przyjąć, jest w dającej się przewidzieć przyszłości, technicznie niewykonalne…

2. Bajka: morskie farmy wiatrowe mogą zastąpić energetykę konwencjonalną, ponieważ wiatr na morzu wieje silnie i stabilnie.

Czy zmiana wartości produkcji od zera do maksimum (lub odwrotnie) w ciągu jednej doby to definicja słowa „stabilność”? Dodajmy, zmiana słabo przewidywalna, na którą nie mamy wpływu…

Produkcja niemieckich farm wiatrowych na morzu w dniach 26.11.-02.12.2023. Źródło: Bundesnetzagentur.

Zmienność produkcji sprawia, że farmy offshore nie mogą pełnić roli samodzielnych źródeł energii. Również nie mogą tej roli pełnić farmy wiatrowe na lądzie i fotowoltaika. Właśnie dlatego Polska staje się ogromnym placem budowy – elektrowni gazowych – konwencjonalnych, czyli takich, od których odnawialne źródła energii miały nas raz na zawsze uwolnić…

3. Bajka: słońce i wiatr nie wystawiają rachunków za prąd.

Jak to możliwe, że wraz z intensywnym wzrostem udziału OZE w Polsce i w innych krajach, ceny prądu nie spadają? Dlaczego muszą być zamrażane decyzją polityczną?

Koszty generowane przez OZE są sprytnie porozrzucane po innych kolumnach w excelu, aby nie kojarzyły się z OZE. Rozbudowa sieci, magazyny energii, opłata mocowa, rekompensaty dla OZE za energię nieprzyjętą do sieci itd. Za to wszystko płaci odbiorca końcowy, który raczej nie ma szans by zrozumieć, co kryje się pod poszczególnymi pozycjami w rachunku za prąd.

No i jak tu nie zajmować się demonologią? Skoro bajki stały się treściami oficjalnych komunikatów, powielanych przez media, uczelnie i rosnącą rzesze wyznawców. A ich gry, czy może religie, stają się coraz bardziej profesjonalne. Podsumujemy, przywołując Nietschego: a ci, którzy tańczyli zostali uznani za szalonych, przez tych, którzy nie słyszeli muzyki…

Tu zamówisz książkę „Gra w Szkołę”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sprawdź nasze najnowsze wpisy